Zacząłem go pisać wieki temu i niedawno znalazłem go na dysku twardym. To jest praca w toku, daj mi znać, jeśli ci się podoba.
***
Dana, mistrzyni łowów Wężowego Króla, znana w krainie jako Smocza Królowa, potężnym krokiem przeleciała przez zakurzony korytarz. Słudzy chowali się w kąty, by umożliwić jej przejście, ich głowy pochylały się nisko w służalczym geście. Strażnicy stanęli na baczność i modlili się, żeby nie miała czasu zauważyć żadnego drobnego pomyłki w protokole.
„Pani Dano! Naprawdę miło cię złapać – czy mogę cię niepokoić przez chwilę? Drobny szlachcic, chłopak w wieku zaledwie szesnastu lat, próbował ją zaczepić i został nagrodzony jej temperamentem.
„Precz z Tebidem; Nie mam dzisiaj pożytku z twoich wąskich kutasów ani niezdarnych rąk. Odprawiła go wyniosłą falą, która pozostawiła go w kolorze szkarłatu. Była już za rogiem.
Król Teodonos czekał w swoich komnatach audiencyjnych. Przed nim siedział szereg radnych, doradców i generałów, którzy walczyli o jego uwagę.
„Nie możemy ryzykować bezpieczeństwa naszej ziemi w tej sprawie. Naszym jedynym sposobem działania jest natychmiastowe wysłanie naszych armii. Jeśli postąpimy inaczej, narazimy na niebezpieczeństwo nasz największy atut i potęgę naszego królestwa”. Mówił generał Harkor. Był młodym wojownikiem, świeżo awansowanym, który udowodnił swoją waleczność w wojnie z Loronią, ale w zeszłym roku.
„Musimy hartować naszą siłę mądrością”. Doradzał Cordonis, starszy mężczyzna, szef wywiadu króla. „Pamiętaj, że mamy wrogów, którzy czekają, aż popełnimy błąd. Działaj teraz, a zaalarmujemy naszych sąsiadów. Opuszczamy ważne granice narażając się na niespodziewany atak. Nie możemy ryzykować w oparciu o niepotwierdzone plotki. Zanim podejmiemy działania, musimy być pewni tego, co wiemy. Wyślij zaufanego posła do tych ludzi i dowiedz się, jaka jest ta wiadomość”.
Zgromadzeni wdali się w kłótnię, opowiadając się po stronie Harkora lub Cordonisa, rzucając oskarżenia o porywczą dumę lub tchórzostwo. Theodonis, sześćdziesiąty piąty Wężowy Król, rozłożył się niczym pająk na ozdobnym tronie i tylko patrzył na przebieg wydarzeń.
W tym momencie otworzyły się wielkie drzwi i Lady Dana weszła do wielkiej sali. Nie było nikogo, kto by nie zaznaczył jej wejścia. Argumenty wahały się i ucichły.
Wszyscy znali Lady Danę. To ona dała królowi tytuł Mistrzyni Łowów i dowództwo nad największą i najpotężniejszą bronią Wężowego Króla – Smoczymi Jeźdźcami z Karne. Tylko samce smoków miały skrzydła i szybowały nad polami bitew i przerażającym oddechem ognia, który dziesiątkował wrogów Wężowego Króla. Tylko wojowniczki, dzięki zazdrośnie strzeżonej tajemnicy, mogły nimi dowodzić. I tylko Wężowy Król Karne cieszył się ich lojalnością. Dzięki tej potędze imperium Karne rozciągało się na narody. A Dana była jedną z najpotężniejszych kobiet w kraju.
Była wysoka, miała czarne włosy, które sięgały jej prawie do pasa. Była kobieco umięśniona, gibka i silna, poruszała się lekko, a mimo to była w stanie obalić większość mężczyzn. Była szybsza niż wąż, a jej spojrzenie sprawiało, że większość drżała. Niektórzy mówili, że jej przenikliwe oczy miały w sobie smoczy ogień. Pomimo jej niebezpiecznej reputacji mężczyźni pożądali jej, ponieważ była równie piękna, co zabójcza. Przyszła na uroczystość w długiej, jasnoszarej sukni, która dobrze eksponowała jej obfite piersi. Potężne udo wysunęło się, gdy zatrzymała się na środku pokoju.
„Pani Dano”. Tak przemówił Król. Był młody, niedługo po nastoletnich latach, ale już się bał. Miał ciemną cerę, oczy jak czarne doły. Miał młodzieńcze rysy i chociaż nie był zbyt wysoki, miał kończyny, które wydawały się rozciągnięte. „To miło z twojej strony, że przyłączasz się do naszych rozmyślań. Cieszę się, że moja wiadomość w końcu do Ciebie dotarła. Został wysłany jakiś czas temu. Jego usta wykrzywiły się, a ciemne oczy zabłysły. Okrutny uśmiech Teodonosa sprawiał, że większość mężczyzn obawiała się o swoje życie, ponieważ miał pokręcony humor, który skrywał śmiertelny, cichy gniew. Dana jednak spokojnie spojrzała mu w oczy.
„Obowiązków królewskiej mistrzyni łowów jest wiele, mój królu. Żyję tylko, jak wiesz, aby służyć twojej przyjemności. Z niecierpliwością czekam na twoje polecenie. Mój król." Dana wypowiadała się na temat dworskich urzędników z przekręceniem jej słów, które brzmiało niebezpiecznie blisko kpiny. Niewielu odważyło się tak mówić do króla. Jeszcze mniej przeżyło, by o tym opowiedzieć.
– Oczywiście, że tak, moja droga pani. Oczywiście, że tak. Ufam, że dobrze spędziłeś czas. Jak zawsze. Skoro spóźniłeś się na nasze spotkanie, muszę cię powiadomić o naszej dyskusji. Jestem pewien, że nie było twoim zamiarem marnowanie czasu w ten sposób. Jednak na te rzeczy nie można zaradzić. Oridil, proszę, przeczytaj naszej ukochanej łowczyni powód naszego zgromadzenia.
Oridil, siwowłosy starzec, nerwowo wystąpił do przodu, bojąc się wkroczyć w tę niebezpieczną sprzeczkę woli. Jego spojrzenie przesunęło się z króla na Danę. Rozwinął zwój i odchrząknął.
„Pismo do Jego Najłaskawszego i Najpotężniejszego Wężowego Króla Theodonosa, Pana ziem od pustkowi Azkalu po lasy Nordheim, władcy całego Karne, zabójcy tysiąca wojowników…” nagły ruch nadgarstka Teodonosa zatrzymał Oridila martwego w jego przemówieniu.
„Oridil, jeśli nadal będziesz nalegał na marnowanie czasu tego sądu, przeniosę cię do naszych komnat przesłuchań, gdzie nie zadają ci pytań, a jedynie pokażą moje niezadowolenie na twoim ciele. Do rzeczy, drogi człowieku.
Oridil zadrżał na tę groźbę i pokiwał głową. „Tak, mój królu. Oczywiście. Ech. Została przekazana nam, to jest radzie wywiadowczej imperium jego Koronowanego Króla, hm, ważne wieści dotyczące plotek, które rozeszły się po ziemiach Gestat, daleko na zachód od Karne, z królestwa, które niestety nie zostało jeszcze kupione pod pełne wdzięku rządy Jego Szlachetnego Wężowego Króla. Ech. Mówi się, że istnieje mnóstwo opowieści o plemieniu zamieszkującym to miejsce, które twierdzi, że wie, gdzie przebywa istota równa pod względem formy i mocy temu, nad którym obecnie panujemy. Konkretnie smoka. Nie samiec smoka, ale smocza królowa, matriarchini zdolna do składania jaj i wylęgania potomstwa. Tak więc, mówi się, inny naród ma to, co było naszą zasadniczą mocą przez niezliczone wieki. Zdolność do produkowania, być może dosiadania i dowodzenia smokami. W ten sposób kończy się nasz raport dla niekwestionowanego Lorda Karne, szlachetnego władcy… ahem, i tak dalej… Wężowego Króla Theodonosa. List ten został otrzymany przez naszą radę wczoraj i przekazany do rozpatrzenia przez ten sąd. W ten sposób zbieramy się teraz. Ech. Oridil rozejrzał się niepewnie, zadowolony, że skończył raport bez spełnienia groźby króla, że jego oprawcy wykonają na nim swoją sztukę. Ukłonił się wściekle i wycofał na bezpieczną odległość.
Król i łowczyni nie odrywali od siebie wzroku przez całą przemowę. Ani Dana nie poruszyła swoim lodowatym wyrazem twarzy, ani Theodonos, jego wygięte usta. Zapadła mała cisza. Zebrani doradcy króla spojrzeli po sobie.
– A więc, droga pani Dano. Możesz zrozumieć, dlaczego ta inteligencja dotyczy twojej uwagi. Rzeczywiście, przynosi złe wieści do wszystkich naszych progów, jeśli te pogłoski okażą się prawdziwe. Możliwe, że twoje porywające smocze damy nie są jedynymi ludźmi w tej pięknej krainie z twoim enigmatycznym darem latania. Co powiesz na te wieści?
„Jak wiarygodne są te raporty?”
Cordonis zabrał głos. „Te raporty są liczne, ale zróżnicowane. Niektórzy mówią o prawdziwej armii smoków zagrażającej naszemu niebu. Inni mówią, że mają tylko jedno słabe, małe stworzenie, niezdolne do produkcji jaj. Niektóre opowieści to czysta fantazja, że magiczne istoty przybyły do ludu Gestat i obdarzyły go stworzeniem, że smok uciekł z naszego własnego potomstwa, inne mówią, że sprzedadzą bestię naszym wrogom za królewski okup. Nic nie jest pewne. Ale mamy wszelkie powody, by sądzić, że coś się dzieje w tej krainie i trzeba o tym wiedzieć”.
„Hm.” Dana w końcu przeniosła wzrok z gibkiej postaci na tronie z wysokim oparciem na salę, na zgromadzoną szlachtę i lordów bitwy. „Bez wątpienia mądry Harkor chce przeczesać krainę i użyć każdego miecza do walki z upiornymi smokami”. Harkor zjeżył się na te słowa.
„To nie może pozostać bezsporne. Wszyscy wiedzą, że Karne jest panem nieba. Karne sam. Nie możemy pozwolić, aby takie rozmowy trwały. Z pewnością powinieneś to wiedzieć bardziej niż ktokolwiek inny. W końcu to twoje dziwki ujeżdżają te wielkie bestie.
Nieprzyjemne pomruki rozeszły się po sali, ponieważ Harkor rozgłaszał czasami plotkę, że smoczy jeźdźcy łączą się ze swoimi wierzchowcami, aby zyskać ich lojalność. Theodonos wykrzywił usta jeszcze bardziej. Przeniósł wzrok na Maldina, starszego generała, siwowłosego wojownika z bliznami po bitwie. Spojrzenie króla mówiło cicho, że czeka na jego opinię. Maldin to potwierdził.
— Posunięcie naszych legionów byłoby w tej chwili pochopne. Wiele zyskaliśmy w naszej kampanii w Loronia w zeszłym roku, a nowo zdobytą populację trzeba zacieśnić. Osłabienie naszych sił w tym delikatnym momencie oznaczałoby ryzyko i zaproszenie do kontrataku, który mógłby spowodować utratę naszych postępów. Chociaż w pełni rozumiem twoją chęć udowodnienia, że twoje zwycięstwa nie były przypadkowe, Harkorze, tutaj należy zachować ostrożność.
Harkor skrzyżował ramiona i spiorunował wzrokiem. Sam Theodonos tylko nieznacznie skinął głową. Cordonis wybrał ten moment, by coś zasugerować.
„Mądry królu, moim skromnym zdaniem trzeba wiedzieć więcej, zanim będziemy mogli podjąć jakiekolwiek działania. Czy mój senior pozwoliłby mi wysłać kilku moich najlepszych ludzi na ciche dochodzenie?
Theodonos uniósł brew i zastanowił się przez chwilę. Mówiąc, ponownie zwrócił się do Dany.
„Moja droga łowczyni Dana. Czy powiedziałbyś, że jest coś, co dotyczy natury smoków, co nie jest ci znane?
Dana spojrzała na niego dziwnie. „Oczywiście, że nie ma. Moim obowiązkiem jest poznać każdy aspekt dotyczący dowodzenia smokami. Jako wódz jeźdźców, nikt nie jest lepiej poinformowany niż ja.
„I czy byłbyś skłonny przekazać tę wiedzę sieci zbieraczy informacji Cordonisa?”
Danka zatrzymała się. „Mój król musi dobrze wiedzieć o pakcie między jeźdźcami smoków a koroną, której służą. Służymy wam niestrudzenie, ale wiedza na temat wychowywania i władania smokami musi zawsze pozostać w pełni naszą własnością.
– W rzeczy samej, została napisana na długo przed twoimi lub moimi czasami, lady Dano. A więc położono go, zanim matki naszego ojca zostały zgarbione. Tak zarządzili nasi mądrzy przodkowie. W związku z tym powierzono wam zadanie odnalezienia tych ludzi, którym powiedziano, że mogą hodować smoki, i sprawdzenia, jakie stanowią zagrożenie. Pozostawiam waszej mądrej radzie podjęcie decyzji, jakie działania należy podjąć, jeśli to konieczne. Taki jest rozkaz króla-węża. Czy przyjmujesz to zamówienie?
Dana zesztywniała. Theodonis wypowiedział słowa, które wypowiada każdy król, wydając rozkaz swojej łowczyni. Formalność, która wiąże smoczych jeźdźców z wężowym tronem. Żadna mistrzyni łowów od wieków, które upłynęły od zawarcia paktu, nigdy nie odmówiła wykonania rozkazu swego króla. Pytanie jest zadane lekko, ale odmowa oznaczałaby złamanie najstarszej umowy w imperium Karne. Odpowiedziała.
„Moja leige, moi wojownicy są do twojej dyspozycji. Przyjmuję twoje zamówienie. Skłoniła się sztywno, wypowiadając wymaganą odpowiedź. Theodonis skinął jednym ze swoich skąpych skinień. Mimo to jego usta wykrzywiły się, a wzrok pozostał zdecydowany.
– Tak jest, lady Dano. Zostawię cię w zdolnych rękach Cordonisa i Maldina, abyś dopracował szczegóły twojej podróży do Gestat. Przejdę teraz na emeryturę i zostawię was z waszymi naradami.
Zgromadzona sala podniosła się na baczność i stanęła w pogotowiu, gdy Theodonis wychodził. Zgrabnie wstał z tronu i wyszedł. Jedna osoba szła za nim, gdy szedł, stara kobieta, zgarbiona i ubrana w nędzne ubranie. Miała takie same ciemne oczy i złowrogi wyraz twarzy jak Theodonis.
***
Theodonis przybył do swoich komnat. Jego gwardia honorowa stała na zewnątrz, dwaj potężni mężczyźni nieruchomi jak posągi. Broń zdobiła ich jak ubranie. Starsza pani weszła za nim.
„Moja droga łowczyni ostatnio staje się osą. Podejrzewam, że nie lubi służyć swemu monarchowi.
„Czy jej się to podoba, czy nie, nie może zerwać więzi łączącej ją z koroną. Zrobienie tego byłoby nie do pomyślenia. Zostaw ją z jej napadami złości. Jeśli stanie się prawdziwym problemem, można sobie z tym poradzić”.
„Wiem o tym, droga matko. Wiem to. Martwi mnie jednak, że dowódca mojej najpotężniejszej broni może stać się takim problemem. Mój drogi ojciec naprawdę powinien był wybrać lepiej. Theodonos opuścił swoje patykowate kończyny na krzesło pośrodku pokoju. Sięgnął przez stół obok siebie i podniósł mały owoc. Zaczął ciąć go na kawałki swoim ozdobnym nożem przy pasku, ostrożnie rysując plastry, jakby przeprowadzał operację. Albo tortury.
„Oboje wiemy, że jest wiele rzeczy, które twój ojciec mógł zrobić lepiej. Gaja daj spokój jego potężnej duszy. Ona sama stała po drugiej stronie pokoju przy oknie. Jej oczy nie wydawały się zainteresowane niczym przed nią.
Wykrzywiony uśmiech Theodonosa powrócił na jego twarz. – Jak zawsze masz rację, droga matko. Wskazał ręką pokój. W królewskiej sypialni na łóżku leżało kilku młodzieńców. Dwie kobiety i młody mężczyzna. Ubrani byli w togi z pajęczyny. Jeden z nich na jego rozkaz wstał z łoża i uklęknął przy królu. Włożył jej do ust kawałek owocu, a ona go przeżuwała. „Nie lubię Dany”. Powiedział w rzadkiej chwili dosadności. „Idzie przez kort, jakby wszyscy byli pod nią. Wprowadza niezgodę do mojego dobrze nastrojonego domu. Sprawia, że moi mężczyźni i kobiety mniej skupiają się na swoich obowiązkach wobec króla. Kiedy dziewczyna żuła owoc w ustach, Theodonis przesunął dłoń na jej piersi i pieścił ją przez skąpą suknię.
– Nie lubisz jej, Theod, ponieważ była kochanką twojego ojca. Nie lubisz jej, ponieważ trzyma się z dala od wydarzeń swojej korony, zaszyła się w swoim brudnym smoczym gnieździe. Nie lubisz jej, ponieważ twoi ludzie nazywają ją Smoczą Królową i ponieważ mówią, że była równa lub nawet większa od twoich rządów. Stała niewzruszona przy oknie. Wyciągnęła ciężką fajkę i napełniła ją cuchnącym ziołem.
Teodonis lekko skinął głową. Jego twarz była teraz pusta. Jedną ręką sięgnął pod sukienkę dziewczyny i odsłonił małą, miękką pierś. Jego palce kontynuowały eksplorację, wciskając się w jej ciemny sutek. Druga ręka nadal wkładała owoce do ust swoich i sługi. „To też jest. Wiesz, moi szpiedzy powiedzieli mi, że zwróciła teraz uwagę na Machila, kapitana mojej gwardii honorowej. Nie mogę odwrócić jego uwagi w tak ważnym momencie. Groźby tych czczących cień ślepych druidów nadal wprowadzają niebezpieczną atmosferę do mojej królewskiej postaci. Nie chcą niczego więcej niż okazji do przyłożenia mi do gardła noża zabójcy, a ich przeklęta czarna magia może dać im tę umiejętność. Dlaczego tak niewiarygodne osoby wciąż mnie pilnują?”
Stara kobieta zaciągnęła się fajką, wypełniając pokój gęstym dymem. Teraz to ona wykrzywiła swoją twarz w mały, ciemny uśmiech. „Ci pogańscy kultyści? Te bezsilne stare cipy? Nie mogą stanowić tak strasznego zagrożenia dla twojego zdrowia, Theod. Podejrzewam, że masz urazę do każdego, kto zwraca na siebie uwagę lady Dany. Czy to możliwe, że odrzucała twoje żądania zbyt często? Chcesz ją zerżnąć, hm? Dosiąść ją jako jedną z tych bestii, na których jeździ? Czy to to?"
Theodonos nie zmienił swojego idealnie neutralnego wyrazu twarzy. Zamiast tego od niechcenia pociągnął szaty służącego, które upadły na podłogę. Obie jej blade piersi były teraz obnażone, a jego ręka nadal je pieściła. Jego rosnący kutas był widoczny na tle jego spodni. „Machil jest mile widziany wśród tej nudnej dziwki. Powinien się nią cieszyć, póki jeszcze ma okazję. Jeśli wróci z tego pobytu, całkowicie oczekuję, że Dana zmieni swoje postępowanie albo… — ponownie podniósł nóż i przyłożył go do gardła dziewczyny. Nie zmieniła swojego podobnie pustego wyrazu twarzy. Po prostu rozchyliła krocze jego spodni i zaczęła pieścić jego penisa.
– Ostrożnie, Theodzie. Skrzywiła się. „To, co sugerujesz, nie jest błahą sprawą. Usunięcie łowcy to niebezpieczna rzecz. Wspiera ją lojalność jej wojowników. Jeśli zabiegasz o ich gniew, ryzykujesz utratę potęgi całego królestwa. Ma sprzymierzeńców na twoim własnym dworze. Taki akt może oznaczać twój koniec.
Theodonos rozmawiał ze starą kobietą, podczas gdy głowa służącej poruszała się w górę iw dół na jego kolanach. Podczas pracy wydawała ciche odgłosy ssania. Nadal przyciskał nóż do jej szyi. „To jest właśnie powód, dla którego trzeba ją oswoić. Jej moc nie może się równać z mocą korony. Taka rzecz jest nie do pomyślenia, droga matko. Te smocze suki muszą mieć nałożone kagańce, inaczej stanowiłyby zagrożenie dla moich rządów. Pakt był niemądrym układem idiotycznych starców i nie rozumiem, jakim cudem nadal jest wiarygodny.
"Jesteś głupkiem!" Syknęła. „Pakt obowiązuje od wieków! To jedyna rzecz, która ich z tobą łączy! Jeśli go podrzyjesz, tron Węża zostanie wykastrowany!”
„Jestem królem, mamo. Nie jestem związany żadnymi paktami. Nie pozwolę, aby moje ręce były skute prawami starożytnych głupców. Ich podporządkowanie się mojej woli musi być absolutne. Jeśli uznam, że jest mniej, podejmę kroki, aby temu zaradzić”. Do tej pory jego oczy były zamknięte. Wolną ręką chwycił dziewczynę za włosy i wymusił jej ruchy na swoim kutasie. Pociągnął jej głowę ostro i mocno w dół, aż jej gardło chwyciło i zacisnęło się wokół niego. Wiła się, ale nie wstała.
– To idiotyzm, Theodzie. Pozostawiam was z waszymi rozważaniami. Sugeruję, żebyś przestudiował kilka tomów, dopóki się nie zobaczymy. Polecam The Serpent Throne’s Power autorstwa Hardina, zawiera bardzo szczegółowe informacje na temat specyfiki paktu smoczego jeźdźca i tego, jak jest on niezbędny dla rządów naszego imperium. Bez niego żaden wężowy król nie utrzyma swojego tronu, Theod. Każdy król przed tobą o tym wiedział; nadszedł czas, abyście zdali sobie z tego sprawę. Radzę ci się dobrze zastanowić, Theod. Naprawdę dobrze się zastanów. Po tych słowach otworzyła drzwi i zniknęła.
„Nigdy nie przestaję myśleć, droga mamo. Nigdy." powiedział do zamkniętych drzwi. Po raz ostatni pchnął głowę dziewczyny w dół. Szarpała się i wydała z siebie cichy dźwięk, kiedy wkładał jej nasienie do gardła. Nadal ją trzymał. „Połknij to, droga dziewczyno. Połknij to wszystko. Proszę bardzo." W końcu jego nasienie się wyczerpało, a ona opadła, dysząc mokrymi oddechami. „Ty biedna mała istoto. Pozwól że ci pomogę." Postawił ją na nogi, cofnął rękę i mocno uderzył ją w twarz. Upadła na twardą ziemię, a z jej wargi popłynęła krew. Nadal wciągała nierówne oddechy, ale poza tym się nie ruszała.
Poszedł do swojej sypialni, zapomniał już o dziewczynie na ziemi. Dwóch kolejnych służących spokojnie czekało na jego łóżku – kolejna dziewczyna, mniejsza i ciemniejsza od poprzedniej. I młody człowiek. Ich miny były równie neutralne jak pierwsza dziewczyna. Zdjął spodnie i zdjął je, jego na wpół twardy kutas falował w powietrzu, a krople nasienia wciąż zwisały z niego. Ściągnął drugą dziewczynę z łóżka za kostki i ukrył twarz między jej nogami. Jego język eksplorował jej wnętrze, jego oczy utkwiły w twarzy młodzieńca. Młodzieniec odwzajemnił spojrzenie, pozornie nic nie widząc.
* * *
Dana opuściła salę audiencyjną zaraz po królu. Najpierw poszła na dziedziniec treningowy, gdzie ćwiczyli strażnicy. Dzień był jasny, świeży po wczorajszych deszczach, dobry wiosenny poranek. Nastrój Dany nie był pogodny.
Dziedziniec wychodził na wzgórza poniżej Kamildanu, stolicy Karne i siedziby tronu Wężowego Króla. Kamildan był ogromnym miastem, które wznosiło się wysoko ponad wysokimi, stromymi wzgórzami. Właściwy pałac otaczały koncentryczne mury, o których mówiono, że są nie do zdobycia. Nikt nie był jeszcze na tyle głupi, by spróbować. Pomiędzy każdym zestawem ogromnych ścian znajdowały się dalsze mieszkania. Najważniejsi szlachcice mieszkali najbliżej pałacu, a prości mieszkańcy miasta najdalej. Za ostatnimi murami rozciągała się masa budynków, miasto najuboższych. Z boiska treningowego nie było widać tych brudnych slumsów, tylko równiny rozpościerające się wokół Kamildanu. Sieć dróg rozciągała się w poprzek kraju, łącząc Kamildan z jego imperium, niczym pająk siedzący w środku swojej sieci.
Strażnicy i żołnierze byli grupami na dziedzińcu, ćwicząc i musztując. Służebnice Dany stały w rogu, czekając na jej powrót. To była jej elita, jej osobista straż przyboczna smoczych dziewic. Kiedy zobaczyli, jak wchodzi na dziedziniec, podeszli do niej.
– Jest tak, jak nam powiedziano, Lornelu. Dana bez ceregieli zwróciła się do kapitana swojej straży. „Plotki dotarły do naszego króla i kazał mi udać się do Gestat”.
— I mam nadzieję, że tam zginiesz, bez wątpienia. Wszyscy wiedzą, że te miejsca na zachodzie zaciekle stawiały opór armiom Wężowego Króla. To kraj bezprawia”.
– Wiem o tym, Lornelu. Ale rozkazał mi bezpośrednio. Powołał się na pakt i nie mogę mu odmówić.
– Czy mamy ci towarzyszyć, lady Dano? – zapytała Teritha, jedna ze służących.
— Wolałbym, żebyś tego nie robił. Musisz zostać w Nimrel i być czujnym. Już podejrzewam, że Theodonos wykona jakiś ruch przeciwko nam, kiedy mnie nie będzie. Muszę się później spotkać z jego sługusami. Jest jeden, z którym chciałbym iść, wkrótce poinformuję, kto to jest.
Dziewczęta spojrzały na nią pytająco, ale Dana im nie odpowiedziała. „Będę musiał spotkać się z tobą w Nimrel w ciągu kilku dni. Nie czekaj tu na mnie, tylko wracaj prosto. Na razie będę zajęty. Kiedy wrócę, zorganizujemy ceremonię.
Dziewczęta ukłoniły się lekko na jej polecenie. "Więc idź. Twoje wierzchowce czekają na ciebie. Porozmawiamy więcej, kiedy się zobaczymy. Odwrócili się i odeszli w kierunku gniazd, tymczasowych gniazd, które trzymane są w Kamildanie na okazje, kiedy smoczy wojownicy odwiedzają stolicę swojego króla i pana. Gniazda te znajdują się w najwyższym punkcie pałacu, są to ogromne, zadaszone domy z otwartymi ścianami dla ich smoczych wierzchowców. Dana wiedziała, że jej dziewczęta natychmiast polecą z powrotem do Nimrel, wielkiego gniazda, oddalonego o wiele mil na północ, wysoko w górach. To dom zarówno smoczych wojowników, jak i ich smoczej matki Rhiannon, wielkiej nielotnej bestii, która składa jaja ich wierzchowcom. Lornel będzie czuwał nad biegiem Nimrel, dopóki Dana nie wróci.
***
Dana udała się wtedy do komnat doradczych, gdzie zbierała się rada królewska. Sam król oczywiście był nieobecny, choć wkrótce jego matka-wiedźma przybyła, by usiąść w kącie i nic nie mówić. Dana rozmawiała z najwyższą radą, z Cordonisem, szefem wywiadu, i Maldinem, generałem wojennym, o tym, jak dokładnie postąpi. Nalegała, aby mieć przynajmniej jednego wojownika, który towarzyszyłby jej w podróży, i co do tego zgodzili się. W tym celu przekazano jej zapasy i informacje wywiadowcze. Upierała się również, że nie może od razu wyruszyć, ponieważ w Nimrel miały się odbyć ważne ceremonie. Nie byli z tego powodu szczęśliwi. Wszystkie uzgodnienia zawarto bardzo długo i zanim mogła udać się na spoczynek do swoich komnat, zapadał wieczór.
Gdy tylko mogła wyjść, udała się na wielkie dachy pałacu, by sprawdzić, co z jej wierzchowcem. Smok, wielka czerwona bestia, spał, jak zwykle, kiedy nie jedzą ani nie latają. Valkyre, tak go nazwała. Był najlepszym przykładem sztuki wylęgania smoków, jaki tylko można było znaleźć. Od nosa do czubka ogona miał pięćdziesiąt stóp długości. Jego rozpiętość skrzydeł była równa temu. Jego oczy tliły się wiecznym ogniem smoka, a jego oddech posłał wielu biednych głupców na śmierć w męczarniach. Jak wszyscy smoczy jeźdźcy, Dana go kochała.
„Czy wziął jedzenie?” Zapytała służącego.
"Tak moja pani." Skinął głową. – Dziś rano wybierał stada. Kiedy smoki zadomowiły się w Kamildanie, pozwolono im jeść bydło i inne zwierzęta wypasane poza murami miasta. Skinęła głową i trzymała dłoń przy jego boku, kiedy oddychał. Jego łuski, choć twarde jak stal, poruszały się giętkie wraz z powolnym, śpiącym oddechem.
„Dobrze śpi”. zadeklarowała. – Każ napełnić jego koryto i zmienić ściółkę dziś wieczorem. Polecę nim jutro. Nie chcę, aby jego skrzydła osłabły z powodu rozluźnienia. Służący ponownie się ukłonił, a ona odeszła.
Sama dostała trochę prostego jedzenia w mesie pałacowej straży i jadła na stojąco. Żaden nie zaznaczył jej obecności ani nie próbował jej zaczepić. Następnie wróciła do swoich przydzielonych komnat, gdzie znalazła Machila siedzącego przy stole w pokoju, studiującego planszę do gry.
„Fascynująca ta gra”. zauważył, gdy weszła. „Każde wdrożenie stanowi unikalną zagadkę. Muszę przyznać, że próbuję rozwiązać ten problem już od jakiegoś czasu.
„Mało mnie obchodzą te bezczynne rozrywki”. Ona odpowiedziała. „Mam mało czasu do stracenia na nich”.
„Ach, ale to dobrze spędzony czas. Zachęca umysł do myślenia w nowych kierunkach i rozwiązywania problemów w zwykły sposób. Dzięki temu jesteś bystra, pani. Uśmiechnął się, gdy się zbliżyła, a ona ugięła kolano i przycisnęła je do jego krocza. Jego ręka uniosła się z tyłu jej nóg i spoczęła na jej pośladkach. – Chociaż podejrzewam, że nie masz takiej potrzeby. Jesteś wystarczająco bystry.
Wcisnęła jego usta w swoje i ich namiętność znów się rozpaliła. Opuściła górną część szaty, odsłaniając natychmiast swoje duże, pełne piersi, i włożyła mu sutek do ust.
„Zostaję odesłany na rozkaz króla”. Powiedziała, kiedy ssał z wdzięcznością. „Chce, żebym poszedł do Gestat. Jak już mnie ostrzegałeś.
Skinął głową między rundami jej piersi. – Otrzymał tę informację kilka dni temu. Poświęcił trochę czasu, aby powiedzieć swojemu sądowi. Z jakich powodów nie wiem”. Jego usta zwróciły uwagę na jej drugą pierś.
– Jest też prawdopodobne, że wie, że się spotykamy. Więc wie, że mogę być wobec niego podejrzliwy. Rusza przeciwko nam, Machil. To jest niepokojące”. Po prostu ponownie skinął głową. Ręka Dany znajdowała się między jego nogami, wyczuwając jego grube wybrzuszenie. Następnie opuściła się i zdjęła jego ciężką męskość. Oderwała jego napletek i obrysowała językiem linię.
– On jest niebezpieczny, Dano. Powiedział jej, gdy obserwował, jak fachowo pracuje nad nim językiem. „Jest nieprzewidywalny. Mam dość zmartwień bez rozrywania przez niego więzów, które spajają nasze królestwo. Musisz mieć się na baczności. Nie dawaj mu powodu, by tobą gardził.
Mówiła z jego kutasem w ustach. „To nikczemny człowieczek. On i ta suka-wiedźma. Jego ojciec był królem. On jest szczurem.
Wstała, przewróciła planszę do gry, wyrzucając rzeźbione elementy w powietrze. Wspięła się na stół, rozłożyła nogi i pozwoliła mu wejść w nią swoim językiem. Jego ręce znajdowały się na jej obfitych piersiach, kiedy ją lizał.
W tym momencie weszła służąca. Zapukała, weszła i widząc ich, ją na stole, jego z głową pod jej szatą, podskoczyła i zaczęła wychodzić.
"Oh! Droga Gajo... wybacz mi...”.
Dana przestał się ruszać, Machel nie przerwał pracy. Dana spojrzała na dziewczynę i coś w oczach łowczyni ją zatrzymało. Dana podniosła rękę i zaprosiła dziewczynę do środka.
"Sługa. Połóż czystą pościel przy łóżku. Dziewczyna, z czerwonymi policzkami, wykonała polecenie. Stała tam, nie patrząc na nich. „Wyczyść palenisko”. Następnie Dana ją poinstruowała. Zrobiła to z wahaniem, wściekle nie patrząc na żadnego z nich. – Zamknij drzwi, głupia dziewczyno. Gdzie twoje maniery? Pchnęła drzwi i poszła wymiatać popiół z kominka. Tymczasem Machill usiadł na krześle. Dana opadła na niego, odwrócona twarzą i trzymając się krawędzi stołu, namiętnie się połączyli. Kierował jej ruchami, kładąc ręce na jej biodrach. Jej ciężkie piersi podskakiwały w rytm ich rytmu.
Służąca skończyła sprzątać, starając się nie słyszeć narastających jęków Dany ani klapsów podczas ich ruchania. Za każdym razem, gdy kończyła jakieś zadanie, Dana polecała jej następne. Postawiła świece w pokoju i zdjęła prześcieradła. Kazała jej nawet pozbierać pionki rozrzucone po całym pokoju i ustawić je na stole, na którym ona i Machill się pieprzyli.
"Sługa." Dana odezwała się do niej w końcu. „Twoje ubrania są brudne. Nie zniosę tu niechlujstwa. To prawda – podczas sprzątania dziewczyna pobrudziła jej sukienkę sadzą. "Usuń ich. Umyj je w wannie.
Dziewczyna spojrzała na nią zszokowana. Do tej pory Machel położył Danę na rozebranym łóżku. Jej nogi były na jego ramionach, a on stał nad nią, pchając mocno.
„Moja pani...?”
"Chodź tu." — poleciła Dana. Dziewczyna posłusznie to zrobiła, starając się nie widzieć, jak duże piersi Dany drżą w rytmie pchnięć Machila ani powolnej wilgoci uciekającej z ich seksu. Dana pokazała jej brudną łatę sukienki. "Zobaczysz? Brudny. Niedopuszczalne. Zdejmij sukienkę."
Dziewczyna ośmieliła się jeszcze raz zawahać, ale spojrzenie Dany powiedziało jej, że to niemądre. Trzęsąc się lekko, dziewczyna podniosła sukienkę i stanęła przed nimi naga.
„W wannie jest czysta woda. Umyj sukienkę. Potem się umyj.
Zrobiła to. Wyszorowała sukienkę do czysta. Potem weszła do wanny i zmyła plamy z własnego ciała. Kiedy siedziała w ciepłej wodzie, Machill osiągnął szczyt wewnątrz Dany. Następnie wstali i weszli do wanny ze służącym. Przed nią oczyścili się, Dana oczyściła swoją cipkę ze swojego nasienia. Machel kazał dziewczynie umyć jego własną męskość, a ona rzeczywiście wzięła mydło i umyła go. Teraz już nie mogła im się sprzeciwić.
Dana wynurzyła biodra z wody i włożyła głowę dziewczyny między jej nogi. „Oczyść mnie w ten sposób, dziewczyno. Użyj języka. Wykorzystaj to dobrze”. Dziewczyna lizała Danę, ale nie czyniło jej to czystszą, wręcz przeciwnie, łatwiej płynęły jej soki. Zanim dziewczyna osiągnęła punkt kulminacyjny, krew Machila znów zaczęła płynąć, obserwując, jak dwie kobiety pracują nad sobą. Dana z wyczerpania położyła się z powrotem do wody, ale jeśli dziewczyna myślała, że skończyła, to się myliła. Wyszedł i umieścił swojego półtwardego kutasa w ustach dziewczyny. Z jego zachętą ssała go. Dana obserwowała ich, widziała, jak jego tyczka powoli nabrzmiewa. Ujęła jego jaja. Dana włożyła rękę między własne nogi i oddała się przyjemności.
Byli na długo przed ich zakończeniem. W pewnym momencie przenieśli się na łóżko, a cała trójka coraz bardziej przyzwyczajała się do swoich ciał. Dana doprowadziła dziewczynę do orgazmu swoimi ustami, gdy kontynuowała swoją uwagę na kutasie Machila. Wtedy Dana wspięła się na dziewczynę. Całowali się, gdy Machill czerpał przyjemność z ich cipek, przechodząc od jednej do drugiej, jak chciał. Wkrótce ponownie rozpuścił swoje nasienie, nie w żadnym z nich, ale między nimi, jasnobiałe kropelki rozprzestrzeniały się po ich ciałach, gdy kontynuowali pocałunek. Zlizali mleczny płyn ze swoich ciał. Machill chciał już spać, ale Dana jeszcze nie skończyła. Dwukrotnie kazała dziewczynie doprowadzić ją do orgazmu, raz palcami, podczas gdy Dana całowała jej małe piersi, i znowu ustami. Zanim służąca wypełzła z komnat, było bliżej świtu niż zmierzchu. Zanim wyszła, Dana przemówiła do niej jeszcze raz.
– Jak masz na imię, dziewczyno?
– Nazywam się Yurale, pani.
„Yurale. See that you attend these chambers again tomorrow. I have a proposition for you. One you may find intriguing.”
“Yes, my lady.” She said, hastening out the door.